Kelly Clarkson - Stronger (What Doesn't Kill You)
-------
****H*A*R*R*Y****
W drugi dzień znów
pojechałem do Jane. Nie chciałem siedzieć sam w domu. Nie była
zła, że wpraszam się do niej. Pozwoliła mi zostać na noc, bo jej
rodziców nie było. Przy niej nie czułem smutku. Bałem się
jechać do szpitala. Nie mogłem patrzeć na Jess w takim stanie.
Następnego dnia obudziłem się bardzo wcześnie. Chciałem się na
coś przydać więc zrobiłem Jane i Kate śniadanie. O dziewiątej
obudziłem Jane całując ją w policzek.
- Chodź na śniadanie –
szepnął.
- Ja chyba śnię –
mruknęła.
- Naprawdę zrobiłem
śniadanie. Przynieść ci tutaj?
- Nie już zejdę.
- Obudzisz Kate?
- Sam ją obudź. Ja nie
chcę mieć z nią rano do czynienia.
Poszedłem do pokoju
trzynastolatki. Pukałem, ale nie odzywała się. Nacisnąłem
delikatnie klamkę. Spała jak zabita. Podszedłem do łóżka i
ściągnąłem z niej kołdrę mówiąc:
- Mała dawaj na
śniadanie.- Mała to jest twoja pała – mruknęła. Po chwili słysząc mój śmiech usiadła przerażona i powiedziała: - Harry?! Co ty tu robisz?
- Zrobiłem śniadanie. Jane kazała cię obudzić.
- Naprawdę zrobiłeś śniadanie?
- Tak.
- Będę jadła śniadanie, które zrobił Harry Styles?
Nie powiedziałem nic.
Zacząłem się śmiać.
- Idziesz? - zapytałem
wychodząc.
Dziewczyna wybiegła za mną.
Po śniadaniu piliśmy kawę w pokoju Jane, a Kate siedziała u
siebie. Jednak co chwilę przychodziła pod głupim pretekstem. W
pewnej chwili Jane nie wytrzymała.
- Co ty jeszcze chcesz?!- Ja mam sprawę do Harrego – powiedziała robiąc błagalną minę.
- Mów mała – uśmiechnąłem się.
- Harry... bo wiesz.... - usiadła obok mnie. - Lubisz mnie?
- Nie – wtrąciła Jane.
- Lubię cię, a co chcesz?
- Ale tak bardzo?
- Zaraz wyrzucę cię z pokoju – powiedziała Jane. Ścisnąłem mocniej jej dłoń.
- No mów – ponagliłem Kate.
- Bo ja bym chciała... żebyś mnie follował na Twitterze.
Słysząc to zacząłem się
śmiać.
- Ale tak naprawdę to co
wam to daje?- Wszystko!
- No okey. Podaj swoją nazwę – powiedziałem wyjmując komórkę.
- Jelly.
Spojrzałem na nią i
wybuchnąłem śmiechem.
- Smaczna nazwa. Gotowe.- Naprawdę?
- Tak.
Wybiegła z krzykiem z
pokoju.
- Ja się do niej nie
przyznaję – mruknęła Jane.
Przytuliłem ją mocno i
pocałowałem w policzek.
- Chodź, pośmiejemy się
– powiedziała dziewczyna.
Wyjęła swój telefon i
zalogowała się na Twittera. Weszła na konto swojej siostry, na
którym z prędkością światła pojawiały się kolejne Tweety.
- Harry, mnie folluje! -
zaczęła czytać. - Nie wierzyliście mi! Zgodził się! Kocham go
za to! On jest taki słodki!
Razem z Jane śmialiśmy się
głośno. Kate ciągle przeżywała, że ją obserwuję.
- Zrobimy jej żart –
powiedziałem.
Jeśli jesteśmy
małżeństwem to może zrobisz mi i Jane herbatę i przyniesiesz do
pokoju obok? Twój mąż <3
Opublikowałem
i czekaliśmy na reakcje. Nagle usłyszeliśmy pisk zza ściany i
huk. Poszliśmy prędko do pokoju Kate. Dziewczyna leżała na
podłodze.
- Co
ci się stało? - zapytała Jane.- Nic – odpowiedziała zawstydzona.
Zauważyliśmy
przewrócone krzesło.
- Cholera,
moja żona spadła z krzesła – powiedziałem kręcąc głową.- Wcale, że nie.
- To co, zrobisz nam herbatę?
- Zaraz. Tylko napiszę.
- Wiesz co Harry? Chodź. Ja zrobię. Od niej się nie doczekamy.
Pijąc
herbatę usłyszałem swój telefon. Zauważyłem, że dzwonił
Peter. Boże, pewnie dowiem się, że Jess nie żyje. Nie odbiorę.
Nie chcę tego usłyszeć.
- Coś
się stało? - zapytała Jane widząc moją minę.- Dzwoni Peter. Pewnie Jess umarła.
- Odbierz.
- Ty odbierz – dałem jej telefon.
- Ale to twój kolega!
- A ty jesteś moją.. przyjaciółką.
Jane wzięła moją komórkę
i odbierając powiedziała:
- Hej. Harry nie może
teraz odebrać. Coś mu przekazać?
Zauważyłem, że dziewczyna
uśmiecha się. Po chwili usłyszałem:
- Dziękuję. Przekażę
mu tą dobrą wiadomość – po rozłączeniu dodała: - Jess jest
przytomna!- Boże. Muszę tam jechać! Pojedziesz ze mną?
- To nie jest dobry pomysł.
- Proszę.
Chwilę później razem
wchodziliśmy do szpitala. W sali była już reszta zespołu oraz
Alex i Angela. Siedzieliśmy wszyscy do wieczora. Opowiadaliśmy
sobie różne głupie historie. Śmialiśmy się z nich. Cieszyłem
się widząc uśmiech Jess.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz